Fundacja DKMS zajmuje się szukaniem dawców komórek macierzystych szpiku kostnego dla chorych na nowotwory krwi. Dzisiaj mija 15 lat, od kiedy działa w naszym kraju. Do tej pory, dzięki jej działalności, szpik pobrano od 13 tys. osób.
Historia DKMS zaczęła się w Niemczech. Dla Mechtild Harf jedynym możliwym leczeniem białaczki, na którą cierpiała, był przeszczep szpiku kostnego. Niestety, nikt z rodziny nie kwalifikował się jako zgodny dawca. W 1991 roku jej mąż Peter Harf, wraz z lekarzem transplantologiem Gerhardem Ehningerem, założyli DKMS, fundację, która miała zajmować się szukaniem niespokrewnionych dawców komórek macierzystych szpiku. Już w pierwszym roku działalności liczba zarejestrowanych w Niemczech dawców wzrosła z 3 do 68 tys. Mechtild nie udało się pokonać choroby, ale Peter i jego córka Katharina kontynuują dzieło. Obecnie DKMS działa w 7 krajach na świecie.
Od lutego 2009 roku DKMS jest również w Polsce. Działa jako niezależna organizacja pożytku publicznego oraz ośrodek dawców szpiku. To największy taki ośrodek w kraju. W tej chwili ma w swojej bazie zarejestrowanych prawie 2 mln potencjalnych dawców, a Polska jest 5. pod tym względem krajem na świecie. Do tej pory szpik oddało 13 tys. osób.
To, że w ciągu 15 lat zarejestrowało się prawie 2 mln dawców szpiku pokazuje, że my, Polacy, jesteśmy altruistami, że umiemy i wiemy, jak pomagać. To jest coś, co bardzo buduje i życzmy sobie, żebyśmy dalej mieli wokół nas tyle osób, które chcą pomagać, a my będziemy dalej robić swoje
– powiedziała Ewa Magnucka-Bowkiewicz, prezes fundacji DKMS.
Z okazji 15. rocznicy powstania DKMS na Zamku Ujazdowskim w Warszawie odbyło się spotkanie dla mediów. Byli obecni dawcy, osoby, które przyczyniły się do szerzenia idei dawstwa, a także ci, którzy zyskali drugie życie dzięki temu, że znaleźli swojego genetycznego bliźniaka.
Jestem szczęśliwa, że mogę tu być, że fundacja funkcjonuje tak długo i ratowała życie takim, jak ja
– powiedziała 12-letnia Hania Wałęsa, która w 2015 roku dostała nowy szpik.
Do pobrania komórek macierzystych ode mnie doszło w zeszłym roku, to były niesamowite przeżycia, nie da się ich ująć w słowa. To jest mieszanka euforii, nadziei i lęku, czy ja wyjdę z tego bez szwanku i czy osoba, której wszczepiono moje komórki macierzyste, wróci do zdrowia. Z dzisiejszej perspektywy wiem, że nie ma się czego bać i bardzo się cieszę, że to zrobiłem
– powiedział Marek Kaliszuk, dawca szpiku. (PAP)
Fot. pexels.com