Po zakończeniu swojej drugiej kadencji prezydent Andrzej Duda znajdzie się w „politycznym cieniu” – oceniła politolog dr hab. Ewa Marciniak. Prezydent nie ma sympatii wśród wyborców centrowych, wybierając lojalność wobec własnego środowiska, zdawał sobie sprawę z konsekwencji takiego stanu rzeczy – dodała.
6 sierpnia przypada 9. rocznica pierwszego zaprzysiężenia Andrzeja Dudy na prezydenta, który był kandydatem Prawa i Sprawiedliwości. W 2025 roku zakończy się druga kadencja jego prezydentury.
Dr hab. nauk politycznych, dyrektor Centrum Badań Opinii Społecznej Ewa Marciniak oceniła prezydenturę Andrzeja Dudy jako widoczną lojalność wobec własnego środowiska politycznego, czyli PiS. „Stoi to w kontraście z niezależnością zapowiadaną w trakcie kampanii (…). Jednak cały okres rządu PiS, a potem Koalicji Obywatelskiej, to okres demonstrowanej lojalności wobec swojego środowiska politycznego” – podkreśliła.
Zdaniem politolog, w obu kadencjach Dudy negatywnie mogła się odznaczyć prowadzona przez niego polityka historyczna. „Dało się zauważyć idealizowanie nie tylko bohaterów, których na ogół można idealizować, ale i postaci budzących kontrowersje” oraz jego aktywność zagraniczna. Wskazała tutaj m.in. na „wyraźne faworyzowanie jednego sojusznika, czyli Stanów Zjednoczonych, na których czele stał wówczas Donald Trump”. Zdaniem politolog, taką aktywność należy dywersyfikować oraz szacować wartość dla Polski z prowadzonej aktywności zagranicznej.
Do pozytywnie odnotowanych działań prezydenta Marciniak zaliczyła „jednoznaczne i szybkie poparcie dla walczącej Ukrainy i dla prezydenta Wołodymyra Zełenskiego”, gdy w 2022 roku rozpoczęła się pełnowymiarowa wojna między Rosją a zaatakowaną Ukrainą.
Zdaniem ekspertki, należy zwrócić uwagę na aktywność polityczną prezydenta w czasie funkcjonowania w kohabitacji z rządem Donalda Tuska. Zwróciła uwagę na kontrast między prezydentem a premierem. „Widać różnicę w stylu polityki i dojrzałości politycznej obu panów. Andrzej Duda został prezydentem nagle, nie mając wielkiego doświadczenia politycznego. Wśród rasowych polityków wiele jego działań miało charakter debiutu politycznego, w odróżnieniu od Donalda Tuska, który po raz drugi zostaje premierem. Na koniec prezydentury Andrzeja Dudy da się zauważyć dwóch polityków o różnej politycznej klasie” – stwierdziła.
Marciniak pytana o przyszłość Dudy po zakończeniu prezydentury, oceniła że „będzie on w politycznym cieniu”. Jako powód wskazała sondażową opinię Polaków o prezydencie na przestrzeni wszystkich lat jego kadencji. Zdaniem ekspertki, liczba osób, które pozytywnie oceniają działania Dudy, równoważy się z liczbą negatywnie oceniających. „Widać, że prezydent dzieli Polaków, nie ma sympatii wśród wyborców centrowych. Wybierając lojalność wobec własnego środowiska, doskonale zdawał sobie sprawę z konsekwencji takiego stanu rzeczy” – dodała.
Pytana o ewentualne rozpoczęcie kariery zagranicznej przez Dudę po zakończeniu prezydentury, Marciniak uznała ją za „w większym stopniu nierealną niż realną”.
Za prawdopodobne ekspertka uznała założenie przez Andrzeja Dudę organizacji pozarządowej. „Istnieje szansa, że, wzorem innych prezydentów, założy instytut, jak na przykład Lech Wałęsa. Da mu swoje imię oraz doświadczenie, które zdobył w ciągu dwóch kadencji. Wówczas obecny szef gabinetu prezydenta Marcin Mastalerek mógłby zostać prawą ręką, a jeśli tak, to panowie mogą stworzyć duet polityczny, który będzie obecny w przestrzeni publicznej” – powiedziała.
Zdaniem Marciniak, nie ma szans na utworzenie przez prezydenta nowej partii politycznej. „Według sondaży nie ma przestrzeni na nową partię prawicową. Prawo i Sprawiedliwość wciąż się liczy, a dużą popularność zyskała Konfederacja, co dało się zauważyć podczas wyborów parlamentarnych” – podkreśliła.
Według politolog, prezydent może zostać włączony do struktur Prawa i Sprawiedliwości. „Jeśli czeka go jakaś kariera polityczna, to partyjna. Ona wydaje się realna, natomiast wtedy byłaby to kariera solowa. Nie wyobrażam sobie przyjęcia z otwartymi ramionami do PiS Marcina Mastalerka. O ile sam prezydent byłby akceptowany, to dwóch – to już za dużo” – dodała.(PAP)
Fot. ilustracyjne