Francuska lewica zapowiada demonstracje i chce odsunąć prezydenta Emmanuela Macrona od władzy. To reakcja na odmowę powołania lewicowego rządu przez szefa państwa. Od 50 dni we Francji trwa polityczny impas po wyborach parlamentarnych, które nie wyłoniły zdecydowanego zwycięzcy, ale dały przewagę lewicy.
7 września – tego dnia lewica chce wyprowadzić na ulice swoich zwolenników, by zaprotestować przeciwko – jak to ujęto – „siłowym działaniom” prezydenta. W oficjalnej zapowiedzi wydarzenia jest mowa o wielkiej mobilizacji młodzieży i związków zawodowych w obronie demokracji. „Czujemy gniew” – tłumaczy kandydatka lewicy na urząd premiera Lucie Castets. „Demokracja się nie liczy w oczach prezydenta. Uważam, że to bardzo niebezpieczne” – powiedziała radiu France Inter niedoszła premier.
Pałac Elizejski odrzucił jej kandydaturę, tłumacząc, że lewicowy rząd nie miałby szans na przetrwanie. Lewica mówi o „demokratycznym skandalu”, i uważa, że prezydent próbuje zachować władzę w swoich rękach, mimo dwóch porażek z rzędu – najpierw w czerwcowych eurowyborach, a potem w wyborach do izby deputowanych.
Lewica ma wkrótce złożyć wniosek o uruchomienie procedury odsunięcia szefa państwa od władzy, ale szanse na to, że parlament poprze jej wotum, są nikłe. Obserwatorzy mówią jednak o rosnącej presji na Pałac Elizejski. Na razie nie widać wyjścia z politycznego impasu. (IAR)