Nie ma tygodnia, by ktoś ważny w Rosji nie skrytykował proeuropejskich władz Mołdawii, oskarżając je o działanie na szkodę obywateli, antyrosyjską wojnę hybrydową i chodzenie na pasku Zachodu – mówi PAP Andrei Curararu z ośrodka analitycznego Watchdog.md.
„Rosyjska propaganda oficjalna poświęca niewielkiej Mołdawii nieproporcjonalnie dużo uwagi. Celem kremlowskich narracji jest sianie strachu wśród rosyjskojęzycznej ludności i tych osób, które tradycyjnie znajdują się w rosyjskiej sferze informacyjnej. Tym samym wzmacniane są przekazy, które wewnątrz kraju generowały i nadal generują siły prorosyjskie” – wyjaśnia Curararu.
Odkąd władzę w Mołdawii sprawują siły prodemokratyczne – prezydent Maia Sandu oraz popierająca ją Partia Działania i Solidarności, Moskwa straciła możliwość bezpośredniego wpływania na siły rządzące krajem. Zdecydowany prozachodni zwrot w polityce i stawianie na jak najszybszą integrację z UE, które nasiliły się po rosyjskiej agresji na Ukrainę, wpłynęły na sposób działania Rosji. Jak mówią eksperci, teraz jej głównym celem jest próba zdestabilizowanie Mołdawii i nasilone działania hybrydowe. W sferze informacyjnej to przede wszystkim, „obrzydzanie” wyborcom prozachodnich władz i przypisywanie im odpowiedzialności za „całe zło”.
Jak mówi PAP Curararu, główne narracje to straszenie „rusofobią” proeuropejskich sił, rzekomym wciąganiem kraju do NATO i wojny na Ukrainie, dążeniem Zachodu do sprowokowania konfliktu zbrojnego w Naddniestrzu i ściągnięcia na małą republikę gniewu Moskwy. Bardzo eksploatowane są też wątki dotyczące portfeli Mołdawian. Do tych, którzy pomimo skutecznej, stopniowej dywersyfikacji mołdawskiej gospodarki (w dużej mierze sprowokowanej przez samą Moskwę) tradycyjnie wierzą, że „bez Rosji znajdująca się na skraju humanitarnej katastrofy Mołdawia nie przetrwa”, przeznaczony jest cały wachlarz kremlowskich opowieści. To m.in. tezy o tym, że tani gaz może pochodzić tylko z Rosji, a prezydent Sandu nie chce o niego „poprosić”, a także, że bez rosyjskiego rynku mołdawskich rolników czeka katastrofa.
„W tej propagandzie oficjalnej, czyli w wypowiedziach rosyjskich urzędników, słyszymy tezy o szkodliwej antyrosyjskiej polityce rządu w Kiszyniowie, rusofobii i nienawiści do Rosji, której historycznie +Mołdawia tak wiele zawdzięcza+. Pojawiają się też wprost groźby jej całkowitego odcięcia od rosyjskiego rynku w przypadku wejścia kraju do UE. Z drugiej strony jest też narracja, że w UE tak naprawdę na Mołdawię nikt nie czeka, a proces integracji wejdzie w impas i wprowadzi kraj w stan zawieszenia, wiecznego oczekiwania na spełnienie obietnic o UE” – wyjaśnia Curararu.
Autorką najbardziej obszernych i kwiecistych ataków na Sandu i rząd Mołdawii jest rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa; jej kolejne wypowiedzi mołdawskie media opatrują zazwyczaj nagłówkami w rodzaju „Zacharowa znowu nie może się uspokoić”. Przekonuje ona, że Sandu chce poddać kraj „hybrydowej kolonizacji”, z upodobaniem wywodzi przyjaźń obu krajów od epoki mołdawskich hospodarów (Hospodarstwo Mołdawii historycznie znajdowało się na terytoriach pomiędzy Karpatami Wschodnimi a Dniestrem), a czasy Mołdawskiej SSR stworzonej przez ZSRR na ziemiach odebranych Rumunii nazywa „złotym wiekiem”. Siergiej Ławrow, szef rosyjskiego MSZ, oznajmił z kolei, że „Mołdawia to kolejna ofiara wojny hybrydowej Zachodu”.
„Zarówno z Moskwy, jak i od wspierających ją podmiotów – polityków, mediów – ciągle płynie przekaz, że Rosja jest niezbędnym partnerem gospodarczym. Tymczasem trafia tam obecnie mniej niż 4 proc. całego eksportu mołdawskiego, a głównym partnerem gospodarczym są kraje UE, z Rumunią na pierwszym miejscu (ok. 28-29 proc.)” – mówi Curararu.
Rosja przestała też być atrakcyjnym miejscem pracy dla mołdawskich emigrantów zarobkowych. „O ile w 2014 roku przebywało tam (w Rosji) oficjalnie około 560 tys. takich osób, o tyle do maja 2022 roku ich liczba zmniejszyła się przeszło siedmiokrotnie, do nieco ponad 76 tys.” – czytamy w analizie Ośrodka Studiów Wschodnich z lutego 2023 roku.
„Ciągle jednak wśród części Mołdawian żywy jest mit Moskwy jako kluczowego partnera gospodarczego. Podobnie, przez inercję oraz rosyjską narrację, żyją ciągle inne mity – np. dotyczące gazu, zagrożeń związanych ze wzmacnianiem obronności (jako kraj neutralny Mołdawia nie powinna mieć silniejszej armii; będzie to +prowokacja+ wobec Moskwy). Wielu ludzi wierzy np., że kraj neutralny nie może wejść do UE, itd.” – wyjaśnia Curararu. „Moskwa aktywnie wykorzystuje w wojnie informacyjnej siły regionalne. I chodzi nie tylko o separatystyczne Naddniestrze, ale także np. prorosyjskie władze w autonomicznej Gagauzji, które np. obiecują, że dzięki kontaktom z Moskwą dadzą obywatelom gaz po cenach dumpingowych” – dodaje ekspert.
Pomimo tego, że separatystyczne Naddniestrze nie stanowi obecnie, według władz w Kiszyniowie, poważnego zagrożenia militarnego, to jest ono aktywnie wykorzystywane do operacji informacyjnych i różnego rodzaju prowokacji. W większym stopniu miało to miejsce tuż po rozpoczęciu rosyjskiej agresji, kiedy istniało realne zagrożenie zajęcia przez Rosjan pobliskiej Odessy. Według analityków Instytutu Studiów nad Wojną obecnie również władze Naddniestrza mogą zostać wykorzystane destabilizowania Mołdawii. Powodem do takiej oceny stały się niedawne wypowiedzi Wadima Krasnosielskiego, „szefa” separatystycznych władz, m.in. o rosnącym zagrożeniu ze strony „militaryzującej się Mołdawii” czy szkoleniu w tym kraju „ukraińskich grup bojowych” do wrogich działań na terytorium Naddniestrza.
Jak mówi Curararu, najważniejszym zadaniem dla środowisk eksperckim jest „rozbrajanie” mitów, podsycanych przez rosyjską propagandę, a także wyjaśnianie korzyści jakie już przyniosła współpraca z UE, i które pojawią się w przyszłości.
Tekst: PAP, fot. pixabay/ilustracyjne