Nasięrzał, szeptucha, czy swadźba, to staropolskie słowa, z którymi w Uniwersyteckim Dyktandzie dla Polski pn.”Mocarz ortografii” mierzyli się jego uczestnicy. Napisało je blisko 200 uczniów, studentów i osób dorosłych w czterech kategoriach. Uczniowie szkół podstawowych, ponadpodstawowych, studenci i pozostali nieustraszeni. Wszyscy pisali jeden tekst, ale w każdej kategorii wyłoniono najlepszych i wręczono statuetki.
Dyktando zostało po raz pierwszy napisane przy okazji obchodów Dnia Języka Ojczystego. To wspólna inicjatywa Wojewódzkiej Biblioteki Pedagogicznej działającej przy Podkarpackim Zespole Placówek Wojewódzkich w Rzeszowie, Kolegium Nauk Humanistycznych Uniwersytetu Rzeszowskiego oraz Teatru im. Wandy Siemaszkowej. Tekst dyktanda napisali doktoranci z Uniwersytetu Rzeszowskiego: Justyna Mika i Artur Żołądź.
Nagrodzeni:
KATEGORIA UCZEŃ SZKOŁA PODSTAWOWA:
I miejsce i tytuł MOCARZA ORTOGRAFII – Martyna Preisner
II miejsce – Nadia Antonik
III miejsce – Martyna Michno
KATEGORIA UCZEŃ SZKOŁA PONADPODSTAWOWA:
I miejsce i tytuł MOCARZA ORTOGRAFII – Julia Michałkiewicz
II miejsce – Angelika Trześniowska
III miejsce – Kornelia Filip
KATEGORIA STUDENCI:
I miejsce i tytuł MOCARZA ORTOGRAFII – Kinga Dmitroca
II miejsce – Weronika Kaczówka
III miejsce – Zuzanna Stopa
KATEGORIA POZOSTALI NIEUSTRASZENI:
I miejsce i tytuł MOCARZA ORTOGRAFII – Ewa Gierlach
II miejsce – Agnieszka Buczkowska
III miejsce – Jadwiga Strzelec
TEKST DYKTANDA
Ponadpięćsetletnie apoftegmaty unaoczniają niemalże czarnoksięskie sztuczki, stosowane przez nauczone wielopokoleniowym doświadczeniem szeptuchy. Prócz niewymyślnych guseł, takich jak rozsmarowywanie uschłych rozmnóżek kozłka na chwoście buhaja dla wysokowydajnego żęcia pszenicy czy bez mała alchemicznych zabiegów z wykorzystaniem cząbru, ostrężyn i rzeżuchy, których arcynieoczywistym efektem był hartowany potaż, ich nadprzyrodzone rzemiosło obejmowało nawet znawstwo sposobów rozkochiwania w sobie hożych absztyfikantów. Słowiańskie znachorki z wirtuozerską precyzją korzystały z ekstraordynaryjnych mocy przeróżnych ziół, w tym przede wszystkim polnych nasięźrzałów. Choć sposób ten mógłby się wydawać błahy, okazywał się dla niebożątek nie lada wspomożeniem. Wystarczyło znęcić utuczonego chobołda gomółką twarożku, a następnie zażądać, by wskazał rozłóg feerycznych afrodyzjaków. Z zebranego ususzonego kwiecia, anyżu i jarzyn należało uwarzyć bulion i podać go ukochanemu, gdy tylko zapadnie przedwieczorny półzmierzch. Na ogół już o brzasku luby skwapliwie proponował rychłą swadźbę. Można było się wówczas śmiało radować perspektywą ze wszech miar udanego pożycia i wzbogacenia chudoby o przydatny szczebrzuch.
fot. archiwum