Krążąca w sieci pogłoska, że żołnierze wysyłani do walki ze skutkami powodzi nie dostali gumowców i sami musieli je sobie załatwiać, nie jest prawdziwa. Choć kalosze nie stanowią standardowego wyposażenia wojska, istnieją procedury pozwalające na ich szybką dostawę każdemu mundurowemu, który tego potrzebuje.
Rozpowszechnianą w mediach społecznościowych dezinformację o rzekomych brakach obuwia chroniącego żołnierzy przed skażoną wodą zdementował Inspektorat Wsparcia Sił Zbrojnych. Choć żołnierzom, co do zasady jest dostarczane standardowe umundurowanie i ekwipunek, a kalosze nie wchodzą w jego skład, problem jest systemowo rozwiązany.
„Czołgista nie potrzebuje przecież gumofilców. Tylko wojska inżynieryjne są standardowo wyposażane w specjalistyczny strój ochronny, niezbędny podczas walki z powodzią. Natomiast w wojsku są procedury, które pozwalają żołnierzy w takie obuwie doposażyć” – zapewnił PAP podpułkownik Marek Chmiel, rzecznik prasowy Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych.
Wojsko podjęło decyzję, że każdy żołnierz, który ze względu na wykonywane zadania, musi brodzić w wodzie, otrzymuje tzw. OP1, czyli strój ochronny przeciwchemiczny, składający się ze spodni sięgających pach i kaloszy. „Mamy takiej odzieży ochronnej pod dostatkiem, wystarczy dla wszystkich żołnierzy, którzy jej potrzebują. Na terenach popowodziowych mamy mobilne magazyny, które od ręki realizują takie zapotrzebowanie” – zapewnił podpułkownik Marek Chmiel.
Jednak ze względu na skalę przedsięwzięcia (na terenach objętych powodzią pomocy poszkodowanym udziela już ok. 26 tys. żołnierzy) oraz trudne do przewidzenia sytuacje, mogły się zdarzyć pojedyncze przypadki, gdy żołnierz nie został doposażony na czas.
„Gdy w trakcie wykonywania zadań, okazuje się, że potrzebne jest tego typu obuwie, żołnierz powinien zgłosić zapotrzebowanie dowódcy, a ten logistykowi. Takie zapotrzebowanie jest realizowane jeszcze tego samego dnia. Mogło się zdarzyć, że żołnierz albo jego dowódca nie złożyli takiego zapotrzebowania. Niewykluczone, że takie pojedyncze sytuacje mogły mieć miejsce, ale na pewno nie były masowe” – powiedział ppłk Chmiel.
Także inne służby uczestniczące w akcji potwierdzają, że żołnierze i terytorialsi są dobrze przygotowani do pracy na terenach dotkniętych powodzią. „To nieprawda, że musieli brodzić w wodzie bez kaloszy. Brygady, które tu do nas przyjeżdżają, są już w części odpowiednio wyposażone, a ci, którzy nie mają gumowców, składają zapotrzebowanie i natychmiast je otrzymują. Mobilne magazyny są na miejscu, kontenery załadowane są potrzebnymi produktami” – zapewnił PAP młodszy brygadier Grzegorz Różański, rzecznik prasowy pełnomocnika MSWiA do spraw zarządzania kryzysowego w miejscowościach Lądek-Zdrój oraz Stronie Śląskie. (PAP)