Efekt ceł wprowadzonych przez Donalda Trumpa na razie nie wpłynie znacząco na polskiego konsumenta – ocenił Piotr Bielski z Santander Polska. Z kolei Rafał Benecki ekonomista ING Banku Śląskiego powiedział PAP, że firmy będą zmagać się z niepewnością, co może zaszkodzić ich planom biznesowym.
To Amerykanie mogą zapłacić wyższe ceny za zagraniczne produkty
Na początku kwietnia Waszyngton nałożył cła na ponad 180 krajów, w tym kraje UE, które zostały objęte stawką 20 proc. 9 kwietnia USA zawiesiły jednak taryfy na 90 dni, ale państwa Wspólnoty – tak jak większość innych krajów na świecie – obowiązują obecnie cła podstawowe, wynoszące 10 proc.
Piotr Bielski spostrzegł, że nawet 10-procentowe stawki są już kilkakrotnie większe niż dotychczas. „Żyjemy w świecie, w którym jest wyższy poziom protekcjonizmu i to nie będzie obojętne dla polskiej gospodarki. Jednak efekty będą różne w zależności od tego, na czym się skupimy” – powiedział Bielski.
„Po pierwsze, wpływ na polskiego konsumenta będzie ograniczony” – ocenił dyrektor działu analiz Santander. Cła na import do USA bezpośrednio dotyczą bowiem Amerykanów, gdyż to oni zapłacą wyższe ceny w sklepach za zagraniczne produkty.
W Polsce wpływ na przeciętnego konsumenta nie powinien być znaczny
Analogicznie, w polskiego konsumenta uderzyć mogłyby natomiast cła na towary z USA. Wspólnota w środę podjęła decyzję o nałożeniu taryf odwetowych w wysokości do 25 proc. na niektóre produkty amerykańskie (m.in. owoce, orzechy, motocykle), ale już w czwartek zdecydowała o ich zawieszeniu na 90 dni (w odpowiedzi na zawieszenie ceł przez USA).
Jednak nawet jeżeli zdecyduje się je odwiesić, to obecnie wpływ na przeciętnego konsumenta nie powinien być znaczny – ocenia ekonomista; stawki zaproponowane przez KE dotyczą bowiem jedynie ok. 6 proc. całkowitego importu z USA do krajów UE. „Z punktu widzenia naszej gospodarki istotniejsze jest jednak to, czy cła nie zaszkodzą naszym firmom, które eksportują na rynki zagraniczne” – podkreślił Bielski.
Tymczasem i tu wpływ 10-procentowych amerykańskich ceł nie powinien być bardzo duży. W 2024 r. Polska sprzedała do USA towary o wartości 12,59 mld dol., co stanowi nieco ponad 3 proc. całego polskiego eksportu (dla porównania do Niemiec wyeksportowała towary o wartości 102,93 mld dol, a do Ukrainy – 14,23 mld dol.). Głównymi produktami sprowadzanymi z Polski do Stanów Zjednoczonych są turbiny gazowe i części do elektroniki i przemysłu motoryzacyjnego.
Najbardziej zagrożone są firmy motoryzacyjne, farmaceutyczne i chemiczne
Większym problemem może okazać się wpływ na handel pośredni – ocenił Bielski. „Polskie firmy są włączone w europejskie łańcuchy dostaw, więc jeżeli firmy z zachodniej Europy będą miały problem z dostępem do amerykańskiego rynku, to z trudnościami będą borykać się też polscy dostawcy” – dodał, zaznaczając, że najbardziej zagrożone są pod tym względem firmy z sektora motoryzacyjnego, farmaceutycznego i chemicznego.
Inną kwestią są zawirowania na rynkach finansowych i wokół kursu walut. Od paru dni złoty wyraźnie spadł względem euro, nieco mniej względem dolara. „Taka kombinacja może być korzystna dla polskich eksporterów. Zwiększa bowiem ich konkurencyjność, a jednocześnie osłabienie względem dolara nie jest na tyle znaczące, by podnieść koszty importu surowców, np. ropy naftowej czy gazu, rozliczanej w amerykańskiej walucie” – wytłumaczył.
Wakacje za granicą mogą być droższe
Z drugiej strony osłabienie złotego może być dotkliwe dla tych, którzy planują wakacje za granicą. „Jeszcze nie tak dawno można było liczyć na to, że euro można kupić poniżej 4,20 zł i wyjdą tańsze wakacje. Dzisiaj euro kosztuje już bliżej 4,30 zł. Więc jeżeli ktoś nie zdążył kupić tej waluty, to wakacje mogą wyjść nieco drożej” – podkreślił Bielski.
Z kolei Rafał Benecki ocenił, że większym ryzykiem dla polskiej gospodarki niż amerykańskie cła na UE może być konflikt między USA a Chinami. Waszyngton zawieszając cła na resztę świata, pominął bowiem Chiny, którym ostatecznie podwyższył stawkę do 145 proc. Pekin w piątek odpowiedział 125-procentowymi cłami na import z USA, zapowiadając „walkę do końca”.
„W momencie gdy Chińczycy będą mieli zablokowane kanały handlowe do Stanów Zjednoczonych, to mogą zacząć zalewać resztę świata swoją tanią produkcją. Wówczas Chiny mogą stać się jeszcze większą konkurencją dla europejskich firm niż obecnie. To byłby bardzo duży szok negatywny dla biznesu w Europie” – spostrzegł główny ekonomista ING.
Ponadto – jak uważa Benecki – zagrożeniem dla Europy i polskich firm są możliwe żądania administracji USA, aby również UE ocaliła chińskie produkty. Według ekonomisty byłby to problem dla unijnej gospodarki, bo jest silnie związana z Chinami i oznaczałoby to potrzebę wypracowania nowego łańcucha dostaw.
„Przede wszystkim jednak firmy dziś borykają się z dużą niepewnością. Słowo niepewność może brzmi ogólnie, ale bardzo boli, może nawet bardziej niż samo nałożenia ceł, dlatego że firmy, również w Europie, wstrzymują się z inwestycjami i mają trudności z zaplanowaniem biznesu. A to ma bardzo złe przełożenie na wzrost gospodarczy” – powiedział Benecki.(PAP)