Sprawa Jimmy’ego Kimmela i ograniczenia wolności słowa w USA
Przypadek zdjęcia z anteny ABC komika Jimmy’ego Kimmela za słowa o zabójstwie Charliego Kirka pokazują, że wolność słowa jest w Ameryce ograniczana, a wielkie medialne korporacje działają ze strachu przed odwetem administracji Trumpa
– powiedział PAP Jerry Zremski, profesor Uniwersytetu Marylandu.
W tym artykule
Kimmel przez 23 lata prowadził w telewizji ABC nocny program komediowy „Jimmy Kimmel Live” – aż do środy, kiedy jego program został bezterminowo zawieszony w związku z jego słowami o zabójstwie Kirka.
Polityczne tło i naciski administracji Trumpa
Gang MAGA za wszelką cenę próbuje przedstawić chłopaka, który zamordował Charliego Kirka, jako kogoś innego, niż jeden z nich i robi wszystko, co w swojej mocy, aby zdobywać na tym punkty polityczne
– powiedział gwiazdor w poniedziałkowym programie.
Do ogłoszenia decyzji o jego zdjęciu z anteny doszło zaledwie godziny po tym, gdy sprzymierzony z prezydentem Donaldem Trumpem szef Federalnej Komisji Łączności (FCC) Brendan Carr otwarcie zagroził ABC odebraniem licencji na nadawanie i wezwał lokalne telewizje retransmitujące sygnał ABC do zmian.
Groźby FCC i reakcje mediów
To jest bardzo, bardzo poważny problem dla Disneya (właściciela ABC – PAP). Możemy to zrobić po dobroci, albo w trudniejszy sposób
– stwierdził Carr w wywiadzie z konserwatywnym komentatorem Bennym Johnsonem, jednym z influencerów, którzy w ubiegłym roku przyjęli pochodzące z Rosji pieniądze za promowanie rosyjskich narracji. Zarówno ABC, jak i właściciele sieci lokalnych telewizji – Nextar i Sinclair – wybrała tę pierwszą opcję. Decyzja ta wywołała radość prezydenta Trumpa i oskarżenia ze strony liberalnych komentatorów i polityków Demokratów o polityczną cenzurę i łamanie zapisanej w Pierwszej Poprawce do konstytucji wolności słowa. Były ambasador USA w Moskwie Michael McFaul porównał decyzję do zdjęcia z anteny rosyjskiego satyrycznego programu „Kukły” w 2002 r. pod naciskiem Kremla.
Profesor Zremski o zagrożeniu dla wolności słowa
Według Zremskiego, szefa katedry dziennikarstwa na Uniwersytecie Marylandu (UMD), zarzuty te nie są bezpodstawne, a działania administracji Trumpa są bezprecedensowe.
Niestety, wygląda na to, że wolność słowa w Ameryce jest obecnie ograniczana. Wygląda na to, że jeśli jesteś po stronie prezydenta, wolność słowa jest niczym nieskrępowana. Wygląda na to, że jeśli krytykujesz administrację w jakikolwiek sposób, to być może ich wolność słowa nie jest taka sama
– powiedział Zremski.
– Po drugie, zdumiewające jest to, że tak wiele z tych dużych korporacji i kancelarii prawnych po prostu ulega administracji Trumpa i idzie na współpracę. Wydaje się, że za tymi decyzjami stoi atmosfera strachu. A to wszystko się dzieje mimo, że wciąż mamy pierwszą poprawkę
– dodał.
Szerszy kontekst politycznych działań administracji
Rozmówca PAP podkreślił, że przypadek Kimmela wpisuje się w szerszą strategię prezydenta, skierowaną przeciwko mediom głównego nurtu, czego przykładami było m.in. ukaranie agencji AP za stosowanie nazwy Zatoka Meksykańska (Trump zmienił nazwę akwenu na Zatokę Amerykańską), przejęcie bezpośredniej kontroli nad składem dziennikarskiego „poolu”, czy pozwy przeciwko największym mediom za rzekomą stronniczość. Tylko we wtorek Trump pozwał „New York Timesa” i zagroził dziennikarzowi ABC, że „będzie ścigać ludzi takich jak on”, którzy są wobec niego nieuczciwi. Dwie z największych telewizji – ABC i CBS – zgodziły się pójść na ugodę z Trumpem, wpłacając na jego fundację 16 i 20 mln dolarów.
Krytyka i konsekwencje dla komików
Kiedy występujący w CBS komik Stephen Colbert skrytykował właścicieli za tę decyzję, określając ją jako łapówkę za zgodę FCC na przejęcie studia Paramount (właściciela CBS) przez firmę Skydance Media (jej właścicielem jest syn popierającego Trumpa najbogatszego człowieka świata, Larry’ego Ellisona), firma nie przedłużyła z nim umowy. Trump wówczas cieszył się ze zwolnienia Colberta, wyrażając nadzieję, że podobny los spotka Kimmela. Po zwolnieniu Kimmela zaś, prezydent USA stwierdził, że liczy na podobne decyzje w sprawie komików prowadzących nocne programy w NBC, Jimmy’ego Fallona i Setha Meyersa.
Niezwykła presja administracji i pogwałcenie pierwszej poprawki
Mamy tu jedną rzecz za drugą. Na pewno czegoś takiego nigdy dotąd nie widziałem
– komentuje Zremski.
Jego zdaniem wywieranie presji przez administrację stanowi pogwałcenie pierwszej poprawki do konstytucji. Z jego opinią w ubiegłym roku zgodził się Sąd Najwyższy USA, który jednomyślnie uznał, że groźba nałożenia sankcji prawnych, by „karać lub tłamsić poglądy, których władze nie lubią”, łamię zasadę wolności słowa.
Według Zremskiego, sytuacja jest inna, jeśli firmy samodzielnie decydują się na zwolnienia lub autocenzurę pod presją np. opinii publicznej lub względów marketingowych. Zauważył jednak, że zjawisko to – określane przez środowiska konserwatywne dotąd jako „cancel culture” – które wcześniej było domeną lewicy, teraz jest narzędziem stosowanym przez ruch MAGA, co widoczne jest zwłaszcza po zabójstwie Charliego Kirka.
Apel wiceprezydenta J.D. Vance i dochodzenia Pentagonu
Przykładem był wiceprezydent J.D. Vance, który prowadząc program zamordowanego aktywisty wezwał Amerykanów do donoszenia na innych ludzi, którzy wyrażali radość ze śmierci jego przyjaciela lub krytykę zabitego. Jednocześnie Pentagon i inne agencje prowadzą dochodzenia w sprawie swoich pracowników, którzy zamieszczali nieodpowiednie wypowiedzi w mediach społecznościowych.
Naprawdę to wygląda tak, jakby „cancel culture” stanęła na głowie. Szczerze mówiąc, uważam że to straszne, okropne i idiotyczne, by ktokolwiek czerpał jakąkolwiek radość z morderstwa Charliego Kirka – powiedział Zremski. – Jednocześnie w Ameryce mamy długą tradycję związaną z Pierwszą Poprawką, która pozwala ludziom wyrażać swoje zdanie, nawet jeśli mają zamknięty umysł lub nie są szczególnie inteligentni. Ale wydaje się, że ta tradycja bardzo, bardzo szybko zanika
– dodał.








