Prawie 1,5 hektara suchej roślinności spłonęło w poniedziałek na Połoninie Caryńskiej
– przekazał w najnowszym komunikacie Bieszczadzki Park Narodowy. W kolejnych miesiącach okaże się, jak szybko zniszczone rośliny się odrodzą.
Wiadomość o pożarze na południowych stokach Połoniny Caryńskiej w sąsiedztwie szlaku turystycznego służby odebrały w poniedziałek po godz. 18.00.
Spaliły się wyschnięte części kęp traworośli i nadziemne części krzewinek borówczysk. Wypalone są dwa miejsca, łącznie 1,46 ha
– poinformował we wtorek Bieszczadzki Park Narodowy (BPN).
Wcześniej sugerowano, że pożar objął od 5 do 8 ha, ale – według pracowników BPN – wieczorne szacunki były zawyżone z powodu łatwo rozniecanych przez mocny wiatr rozproszonych zarzewi ognia.
Na pożarzysku nie zaobserwowaliśmy strat przyrodniczych wśród zwierząt kręgowych. Liczba zniszczonych bezkręgowców jest trudna do oszacowania. Ponieważ w obrębie pożaru nie występowały połoninowe torfowiska zawieszone i gleby murszowe, pożar miał charakter powierzchniowy
– czytamy w komunikacie.
Strażacy walczyli z żywiołem tłumicami, które przypominają miotły ogrodowe do zamiatania liści. Dzięki nim opanowywali ogień zanim się rozprzestrzenił. Akcja trwała prawie trzy godziny. Uczestniczyło w niej około 90 osób z Państwowej i Ochotniczej Straży Pożarnej, Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego i z nadleśnictwa.
Ponieważ wozy strażackie nie mogły dojechać w pobliże miejsce pożaru, ratownicy najpierw byli transportowani quadami, a na samą górę musieli iść pieszo
– powiedział PAP mł. bryg. Dariusz Dacko ze straży w Ustrzykach Dolnych.
GOPR-owcy z drona obserwowali pożar i wskazywali miejsca, w których ogień nie był jeszcze ugaszony. Pracownicy BPN przez całą noc czuwali nad pożarzyskiem i tłumili potencjalne zarzewia ognia.
Nie wiadomo na razie, co dokładnie spowodowało pożar. Niewykluczone, że ktoś wyrzucił niedopałek papierosa. (PAP)
Fot. OSP Lutowiska